Niedawna gorączka
serialowa już za nami (chociaż toniemy już
w kolejnych propozycjach do oglądania), z większością ostatniej listy „do obejrzenia”
już się uporaliśmy i bardzo duża część naszych pewniaków trafiła na stosik pod
tytułem” Rozczarowania”. Na początek postanowiliśmy ocenić Marona czyli autorskie dziełko komika Marona M. Czyżby okazał się
drugim Louiem ?
Paczcie jaki piękny obrazek serialowy ^^. Nijak się to ma do Marona, ale tak nam się stęskniło za serialem jego kumpla, że musieliśmy wstawić. |
Wszelki
słuch zaginął po naszej ekscytacji związanej z tym, że „ten koleś z jednego odcinka
Louiego ” ma swój własny serial. Tym
bardziej miał on nam umilić oczekiwanie na odkładaną w nieskończoność (podobno nieskończoność
ta kończy się w maju tego roku) premierę 4 sezonu autorskiego serialu Louisa C.K.,
a że Maron, podobnie jak wyżej wymieniony, również jest podstarzałym, zrzędliwym
komikiem (stand-upowcem) mieszkającym ze swoimi kotami. Maron wydawałby się już
zupełnie osobą, której wręcz nie można nie lubić widząc w nim trochę
gamoniowatego dużego dzieciaka, który mimo 40stki na karku nadal nie wie, co ma
zrobić ze własnym życiem. Maron szuka spełnienia w radiowym podkaście nadawanym
z własnego garażu, skąd płyną jego mądrości życiowe niebezpiecznie przypominające
te, którymi raczył nas głosem narratora
Hank „Jestem bezrobotnym pisarzem a wożę się jak panisko po Los Angeles” Moody.
Zasadniczą różnicą pomiędzy serialem Louisa C.K. a jego kumpla Marona jest to,
że ten drugi kompletnie zaprzepaścił szanse zrobienia „swojego” materiału idąc tematycznie
nieco na łatwiznę. Odnajdujemy tu
kolejne powtórzenia z innych, coraz to bardziej przaśnych seriali, a życiowe
mądrości i historie miłosnych podbojów sprawiają, że Maron bardziej dryfuje ku
takim pustym kartonom jak Entourage i
Californication.
Czuć również
nieprzyjemny fetorek, który tu zostawił Woody Allen, ale to akurat pewnie dla
Marona byłby komplement. Nie wiemy kiedy w końcu amerykańska filmografia ocknie
się i zrozumie, że wcale cały tabun małolat nie śni o starym facecie bez
perspektyw. Największym plusem serialu było zupełnie niespodziewane,
epizodyczne pojawienie się Machete. Szkoda
że w tak chaotycznym odcinku, o zupełnie
bezzasadnym rozwoju zdarzeń.
Jesteśmy
na nie. Albo raczej na zrezygnowane „meh”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz