Po maratonie z Madsem (zainspirowanym
Hannibalem) zostały w nas dwa
uczucia. Po pierwsze - niedosyt. A po drugie - konsternacja tym, w jak nierównych
filmach był on obsadzany.
Staraliśmy się obejrzeć w możliwe
najkrótszym czasie jak najwięcej filmów z Madsem, od razu jednak musimy się
przyznać, że nie obejrzeliśmy wszystkich, te najwcześniejsze w jego karierze
były dla nas nieosiągalne, ominęliśmy też filmy będące (według nas oczywiście)
poniżej krytyki. Za to udało nam się dotrzeć do niemieckiego dokumentu o Madsie
pt. My life: Portrait of Mads Mikkelsen,
który powiedział nam jak dotąd najwięcej o tym niezwykłym aktorze (na tyle na
ile coś tam zrozumieliśmy;)).
Nadal mamy za złe Hollywood, że
nie poznało się na talencie i wszechstronności Madsa i ciągle czekamy na film
na miarę jego możliwości, bo drugoplanowa rola w Bondzie, to nic w porównaniu z
tym, na co go naprawdę stać.
Swojej prezentacji wrażeń i
wniosków wyciągniętych z jego filmografii nie uporządkowaliśmy, więc wypadanie
ona trochę chaotycznie i achronologicznie, ale też w takiej kolejności przyszło
nam oglądać filmy z Madsem.
Pusher i Pusher II:
Dwa filmy nieróżniące się tematyką ani trochę. W obu głównym powodem
działań bohaterów był dług niemożliwy do spłacenia. Jedyna różnica pomiędzy
filmami to” ilość” Madsa. W pierwszym było go jak na lekarstwo, dlatego nie
zdążył należycie popisać się swoją grą aktorską, choć trzeba przyznać, że
świetnie się wczuł w rolę skinheada dealera. Mimo że nie sposób tu było polubić
postać graną przez Madsa, jednak sam film należy do jednego z najlepszych w
swoim gatunku. Pusher to kryminał
przedstawiający mroczny, brudny i okrutny świat przestępców niemających
skrupułów i litości nawet dla ludzi z ich najbliższego otoczenia.
-Co robisz? -Jem zupę... |
W drugiej części postać Madsa wychodzi na pierwszy plan i zyskuje
nieco ludzkiej twarzy, choć pierwsze minuty niektórych fanów mogą przyprawić o
poważne mdłości. Co jak co, ale Mads potrafi się wtopić w graną rolę jak
czekolada w gorącą kawę i tutaj jak można się było spodziewać, nie zrobił
inaczej. W Pusherze II jest ohydnym
skinem, który na dodatek nie grzeszy rozumem. Mads świetnie zagrał niemalże
błyskawiczną metamorfozę (biorąc pod uwagę ponad dwudziestoletnie życie jako
bezrefleksyjny troglodyta), którą przechodzi główny bohater.
Oba filmy mają urwane zakończenie i choć można było się spodziewać od
samego początku, że bohaterowie skończą marnie to jednak to urwanie fabuły daje
nadzieję, że jednak nie wszystko stracone.
Błyskające światła :
Mads znów jest w towarzystwie
złych zbirów, ba, sam jest najgorszym z nich. Błyskające światła to dosyć ciekawie poprowadzona zabawna historia bandytów,
którzy chcąc nie chcąc muszą iść za swoim przywódcą, gdy ten zdecydował
skorzystać z być może ostatniej szansy na porządne i uczciwe życie. To komedia
kryminalna, a więc mimo kilku wyjątkowo brutalnych scen można się podczas
seansu pośmiać. Skandynawowie robią dziwne komedie, ale dzięki temu na pewno
nie wieje z obrazu nudą i są chwile, w których można się poczuć naprawdę
poruszonym. Co rozczarowuje? Mads gra znów drugoplanową postać i ponownie nie
jest wyzyskiwany w należyty sposób, za to główna postać nawet drugoplanowemu
Madsowi nie dorasta do pięt i jest nieporozumieniem. Postać Madsa znów jednak
nie daje się polubić, szczególnie jeśli ktoś jest miłośnikiem bydła rogatego.
Tuż po weselu:
A tu mamy dramat. Tematyka filmu podejmowana
już była bardziej lub mniej pośrednio w innych obrazach, tu zaś mamy jednak typowo
skandynawskie podejście. W tym filmie jak nigdzie indziej postać Madsa jest
mocno zagrożona przez poziom gry drugiego głównego bohatera. Staraliśmy się nie
rozpatrywać tego obrazu z punktu widzenia głównego problemu bohaterów, a
utraconej tożsamości w ogóle i dopiero z tej perspektywy film uderzył nas
naprawdę mocno. Dwa skonfrontowane ze sobą światy, utracjusza i żyjącego wśród
nędzarzy w hinduskich slumsach. Mads kontra człowiek żyjący w bogactwie i
przepychu, starający się być dobrym ojcem i mężem. Nie sposób jest rozstrzygnąć,
kto naprawdę jest lepszym człowiekiem, Postać Madsa czasem wypada naprawdę
blado, szczególnie, kiedy kilkakrotnie unosi się dumą zapominając, po co
naprawdę przybył przed oblicze wpływowego filantropa. Przeszkadza nam trochę niedopracowana
dynamika filmu, na początku dynamiczna, w środku zwalniająca, aby na końcu znów
przyśpieszyć, co trochę odebrało mocnego wydźwięku finałowi, czyli momentowi
niezgody na nieuchronne.
Praga:
Tutaj film, za który poszliśmy na
noże. Mi się podobał tak średnio. Za to Karen ma trochę odmienne zdanie, no i
się chyba nigdy z tym nie porozumiemy. Mads tu zachowuje się i podejmuje
decyzje zupełnie oderwane od sposobu, w jaki gra. Czuć od niego ten północny
chłód i nieprzystępność, lecz grana przez niego postać jest straszną ciapą,
która nie potrafi odnaleźć własnej wartości, więc ucieka w jakieś substytuty
szczęścia szukając go w pustych gestach i relacjach. Motyw ojca jest dziwacznie
poprowadzony, a te elementy komedii (?) zamieniają to trochę w bełkot. No ale
cóż, trzeba powiedzieć jednak, że postaci Madsa absolutnie należało się to co
go spotkało, bo po części reprezentuje on tu dosyć dużą grupę mężczyzn, którzy
mimo bierności i niezaangażowania w związek oczekują zachowania statusu quo do
usranej śmierci, podczas gdy czas płynie, a uczucie bez żadnego wkładu własnego
wszystko powoli i prawie niezauważalnie się rozkrochmala.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz