...

...

niedziela, 28 kwietnia 2013

Obiadek u rodziców


Są rzeczy, które bez względu na pochodzenie czy pozycje społeczną wywołują ciarki na plecach. Bez znaczenia ile się ma lat, czego się nie widziało, za jakiego się twardziela się uważa każdy Polak, Chińczyk, Papuas, czy nawet mieszkaniec Kielc. Żaden niczego tak się nie obawia jak obiadu u rodziców swej drugiej połówki.
Na samym początku chcielibyśmy obalić parę mitów, jakie ciążą nad tym makabrycznym obrzędem oglądu wybranka/ki własnego dziecka, któremu od najmłodszych lat rodzice wpajali, że jest beznadziejne w dokonywaniu wyborów, i tylko oni wiedzą, co dla niego najlepsze. Co równoznaczne jest z tym, że już w momencie zaproszenia nas na taki aperitif stoimy na pozycji ni mniej ni więcej jak przejebanej. A po przestąpieniu progu jesteśmy rozpoznani jako sadystyczny nazista łamane przez arab nimfoman, który chcę odebrać ukochane dziecko z rąk troskliwych rodziców tylko by się nad nim pastwić i znęcać. Oczywiście oboje rodziców łapie natychmiastową zaćmę ile ich dziecko tak naprawdę ma lat, może mieć nawet trzydzieści parę ale akurat w tej chwili jest dla nich niewinnym kilkulatkiem które jeszcze nie wiem na czym świat stoi.
1.
Otóż nieprawdą jest, że w momencie, gdy w rozmowie wyjdzie to, że sex is on, ojciec ma prawo urwać jaja chłopakowi swojej córki. Otóż nie, kodeks cywilny nie przewiduje takiego przypisu. Najlepiej jest jednak milczeć na ten temat, twierdząc, że do poznania córki to się było w seminarium duchownym i w ogóle nie takie rzeczy ma się teraz w głowie. Jeżeli jest się dziewczyną w tym scenariuszu to zaraz pomyślą o tym jaką jesteś latawicą, i pewnie z nie jednego pieca chleb już jadłaś i na pewno cnotliwy synek coś od ciebie złapie. Zatem utrzymujemy, że nasze napięcie seksualne całkowicie jest zaspokajane przez trzymanie się za ręce i długie rozmowy przy oranżadzie i herbacie oczywiście bez cukru.
2.
Innym mitem jest to, że nieważne jak beznadziejną kucharką jest przyszła teściowa to i tak trzeba wszystko zjeść do ostatniego okruszka. Otóż nie, trzeba zjeść wszystko do ostatniego okruszka, zachwalać kunszt kucharski ( ta czynność nie zna pojęcia przesady) a co więcej do końca trzymać pawia w ustach, uważać by go nie wypuścić przy nawiązywaniu konwersacji z przyszłym teściem, nie korzystać z łazienki, gdyż to równoznaczne jest wypuszczaniem pawia po kryjomu i mieć nadzieje, że wszystko nie potrwa więcej niż 3 godziny, bo podzieli się wtedy los Jimmy’ego Hendrixa (udusił się własnymi wymiocinami). Dziewczyna zaś powinna nie dojeść, bo zaraz wyjdzie na jaw, że się świnia obżera, a po usidleniu faceta przyjmie swą właściwą kulistą formę. Jak zje za mało, to tylko da poznać po siebie, że jej nie smakowało, bo najlepiej smakuje jej u mamusi, z która nie raczy się rozstać nawet po własnym ślubie a obie już znajdą sposób by umilić życie zięciowi.
3.
Kolejnym mitem jest to, że ani NKWD, ani SB, ani STASI, ani nawet Macierewicz (ha, a jednak!) nie są tak dociekliwi w zadawaniu pytań jak przyszli teściowie. Tutaj akurat nie chcemy niczego obalać wszystko się zgadza. Mit dotyczy sposobu odpowiadania na zadawane pytania. Otóż nie należy za bardzo koloryzować ani za bardzo być prawdomównym. W ogóle trzeba wyłączyć prawdomówność. Trzeba zachowywać się miej więcej tak jak na pierwszej randce, wyłączając subtelne zerkanie na cycki (tym bardziej w stosunku do przyszłej teściowej). Ponad to odpada:
- zamawianie kolejnych drinków (dosypywanie jakiś podejrzanych proszków, dolewanie wódki do lżejszych alkoholi, i tym podobne sposoby),
- macanie,
- mówienie, że się jest zmęczonym tłumem i chętnie się przeniesie w bardziej przytulne miejsce (zawoalowane zaproszenie na seksy),
- pytanie się, co pięć minut czy pójdzie się jednak posłuchać płyt u siebie i tym podobnych (natarczywe aluzje zaproszenia na seksy gdy dziewczyna nie trybi o co chodzi w tych całych randkach i zagadywaniach w klubach).
Cała bajera słowna pozostaje. Pamiętać należy, że ma się solidny niemiecki samochód, nie mówi się, że to mocno doświadczony golf 1, który wciąż potrafi pozytywnie zaskoczyć (np. odpalając), że się studiuje, a nie, że się oblało drugi termin warunku, że się ma plany na przyszłość, nie na weekend, czy jak przeżyć do pierwszego.
Rodzice wybranki zwykle chcą się upewnić, że ich córka nie idzie na dno jak kamień. Niestety prawie nigdy nie udaje się wywieść ich z takiego założenia. Można z to przekonać ich ze zawsze mogło być gorzej.  Włączamy, więc opowiadania o traumatycznych perypetiach znajomych, przy czym udajemy stabilnych i twardo stąpających po ziemi. Dołączamy się do narzekania na wszystko, na obecną sytuacje w kraju, na rząd, na drogi, na to, że paliwo za drogie, że czas mija, że pory roku nadchodzą szybciej niż kiedyś, że teraz nie jest tak dobrze jak kiedyś, choć komuna też była zła.
Ciekawym zjawiskiem jest to, że dziewczyna może się naśmiewać z chłopaka razem z jego rodzicami, lecz chłopak z dziewczyny do jej rodziców już absolutnie nie. Zawsze może się zdarzyć jakaś nadwrażliwa na punkcie swojego synalka mamusia, lecz nie musi, natomiast zawsze rodzice widzą w swojej córce miss world since was made, drugą Konopnicą i Curie-Skłodowską choćby sztukę czytania opanowała w liceum, nieślinienia się przy obcych na kilka dni przed skończeniem pełnoletności, zdejmowania majtek przy sikaniu w wieku dwudziestu. Rodzice syna raczej nie pokładają w nim zbyt dużych nadziei, i naprawdę w duszy świętują jak karnawał w Rio, że syn jednak nie woli chłopców i ktoś w ogóle z tego domu zabierze tym bardziej, że nie można zostawić go samego w domu, choć na chwile bo zaraz ginie cały zapas chusteczek, papieru toaletowego czy czystych skarpetek. Chłopak zawsze wywoływał obawy czy nie jest, aby opóźniony tym bardziej, że największym osiągnieciem było wywalczenie czwórki z plastyki w podstawówce, co jak dotąd pozostaje niepobitym rekordem.
To chyba już wszystko, życzmy przeżycia tego całego zdarzenia bez większych obrażeń na ciele i umyśle.