Nie pójdziesz do żadnej roboty!
Najgorszą rzeczą dla dziecka wbrew pozorom nie jest wieść o tym, że prezentów
pod choinkę nie przynosi Mikołaj, ani to, że tak w ogóle to Mikołaj nie
istnieje. Najgorszą rzeczą jest to, że na te prezenty ostro trzeba zapierdalać.
(Pierwsze kroki w dorosłym życiu czasami są jak ten kot.) |
Wraca to ze zdwojoną siłą do dziecka, kiedy wychodzi z domu na tzw. swoje, no i wtedy zaczyna się
dopiero lament. Bo to, o czym zawsze się marzyło, czyli życie bez starych i
możliwość robienia wszystkiego co tylko przyjdzie do łba okazało się dosyć
słodko-kwaśne. I tak naprawdę ta wielość możliwości jest dosyć wiążąca. I nie
jednokrotnie zaczyna się tęsknić za dawnymi problemami poprzewracanej dupy, bo
te nowe to po prostu sprawiają, że się chcę położyć twarz do dywanu i szukać panaceum
na totalny przejeb wśród cząsteczek kurzu. Niestety rzadko kiedy to pomaga (no
chyba, że wtedy całkiem już padnie na łeb, no to już górki i żadnych problemów
do końca życia) Także kurfica bierze czasem dwudziestolatków i mocniej, kiedy
dla odprężenia siadają na kwejku i itp., i co chwila trafiają na jakieś
kompletne gówno utyskujące na niedole bycia nastolatką w czasach popkultury. No
ja rzesz pier...lę. W tym całym żalu na żale zagubiłem temat artykułu, bo miało
być o podejmowaniu pracy przez pary. No i się teraz wydało, że mamy po
dwadzieścia parę lat, i jak to przystało na typowych w dupie byliśmy, gówno
widzieliśmy, na wszystkim się znamy tonem przekrwicie apodyktycznym będziemy
wszystkim mówić co i jak. Jako, że zachciało się urwać tę rodzicielską pępowinę,
która zapewniała bezpieczny byt, któreś z nas rzuciło złowróżbne hasło: może by tak znaleźć sobie
prace.
(Tak, dokładnie jak Jon Snow, który przecież nic nie wie, stwierdziliśmy, że wiem co robimy.) |
Jako że od całkiem niedawna staliśmy się mieszczuchami nie bardzo
kwapiliśmy, aby słowa wprowadzić w życie. Stare dobre przemilczanie sprawy i
zajmowanie się absolutnymi pierdołami pozwoliło zakneblować sumienie przez
całkiem solidny okres do ogołocenia lodówki i półek z okruszków, kurzu i wielu
innych zadziwiająco możliwych do spożycia rzeczy. Pozwoliły zatuszować tę
sprawę przed nami samymi również jak przystało na nas wyolbrzymione i
przykokszone obawy. Z mojej strony zaraz pojawiły się wizje, które mroziły mi
krew i wkurwiały do żywego, mimo, że były to jedynie wytwory mojej własnej
paranoicznej wyobraźni. Widziałem już jak jakiś stary bezzębny typ obłapia moją
Kruszynkę, albo gruby, łysy dres klepie ją po tyłku – to był w skrócie
scenariusz tego, co by było gdyby zdecydowała się na prace kelnerki. To w całe
nie było najgorsze, bo inne zawody wcale nie były bezpieczniejsze. Dajmy na to
taka z pozoru niewinna praca w biurze. Wiadomo - stary cap śliniący się przez
siną od wódy mordę i za każdym razem, gdy jakaś młoda pracownica by go mijała
przylizujący wybrakowaną czuprynę. Och, i jeszcze ten obwisły brzuch biorący w
wątpliwość wytrzymałość guzików koszuli. Nie, no ja to pier...ę.
(Choćbym nie wiem jak chciał, to przecież nie anihiluję połowy populacji. Mimo wszystko skądś się wzięło to "mierz siły na zamiary.) |
W takim biurze
to już na pewno znajdzie się jakiś goguś, który na każdej jebanej przerwie
przechwala się pracownicom jak to on nie k...a zdrowy tryb
życia prowadzi, kogo on to nie zna i gdzie to nie był. Już wyobrażam sobie ten
jego z śmiech imitujący spazmy gruźlicze, który dla innych wydawał się taki
perlisty. Perlisty, co to k...a za słowo jest w ogóle. I łazi taki jeden
pizdaczny cep od stolika to stolika jakby nie wiedział, który jest jego.
Wypie...j! Nawet półgłówek cieć Józek wie, że siedzisz na prawo od ostatniego
okna. W tym biurze może być całe stado takich jak on. Cała pożal się bże drużyna piłkarska. Gadająca w
kółko w najbardziej szczeniacki sposób na świecie o tym ile ćwiczą i co tam
sobie nie kupili, przez sam fakt wyjścia z pochwy swojej matki uważający się za
panów wszechświata. Koniec z biurem! To już sam nie wiem. Sklep? To nawet k...a
gorzej.
(Ja już po prostu nie wiem.) |
Bo ilość kretynów przewijających się przez sklep jest niepoliczalna.
Przyjdzie taki debil stanie przy okienku i zacznie zagadywać, robić
niedorozwinięte uwagi na temat tego, co kupił, jak gdyby to był drugi
scenariusz Incepcji, ja
p...ę, czemu zawsze tacy imbecyle uważają, że mają gadane, że ktokolwiek
chciałby wysłuchiwać tego ubogiego buszmeńskiego doboru słów, dowcipu, od
którego nic tylko rozjebać sobie łeb o najbliższą ścianę. Nie, nie, w żadnym
wypadku sklep! Tak czy owak na razie przemilczam temat pracy Karen dla świętego
spokoju… yyy… tj. dla dobra mej Lubej, której sprzeciwy wobec podjęcia przeze
mnie dorywczej pracy nie są wcale mniejsze od moich.
(Don't ask, don't tell.) |
Dopisek
Karen : bo Ty kot nie widziałeś co się dzieje w moim łepku, jak wyobrażam
sobie Ciebie w pracy. Apokalypsa.