PRACĘ
NIE KAŻDĄ,
PODEJMĘ
Każdy prędzej czy
później będzie musiał schować swoją prawdziwą twarz do kieszeni, zapomnieć o
„rozumie i godności człowieka”, założyć wygodny czepek oraz maskę tlenową, gdyż
czeka go daleka podróż w głąb czyjegoś tyłka. Tak, mówię o szukaniu pracy i rozmowie
kwalifikacyjnej.
Moje osobiste
przygody to nic jak tylko skok z samolotu i uświadomienie sobie po nie w
czasie, że nie ma się spadochronu, a zamiast niego coś całkowicie
nieporęcznego, jak na przykład widelec, którym na kilka sekund przed uderzeniem
o powierzchnie ziemi można co najwyżej przyśpieszyć bieg wypadków.
[Związek idealny: pracodawca + pracownik.] |
Dlaczego nie
wspominam najlepiej swoich rozmów i szukania pracy, które tak naprawdę nigdy
się dla mnie nie skończyło (tak, nadal nie znalazłem satysfakcjonującego
zajęcia, gdyż decyzję, które zaważyły o tym, jakie będę posiadał predyspozycje
do jakiejkolwiek pracy podejmowałem, wtedy gdy byłem totalnym głąbem bez
kontaktu z rzeczywistością)?
[Szukasz pracy? Nie tylko wysyłam CV.] |
Po pierwsze: prawie
nigdy nie byłem na takowe rozmowy przygotowany. Kardynalny błąd. Z drugiej
strony pierwsze podejścia i pierwsze miejsca pracy nie szły w parze ze zbytnim
zaangażowaniem. Musiałem po prostu coś znaleźć, a jak Polak coś musi, to
zazwyczaj wychodzi mu to najgorzej.
[Dramatyczne poszukiwanie pracy, by każdy dzień kończył się w taki oto sposób. Ludzkość zmierza donikąd.] |
Jednym z najbardziej
wnerwiających pytań, jakie mogą paść na rozmowie to: dlaczego chce pan/pani u
nas pracować. No, jak to karwa po co? Żeby zarabiać PIONDZE, żeby popłacić
rachunki, zbyć wierzycieli, kupić parówki w biedrze i dogorywać następny
miesiąc w biedastabilizacji względnie biedalimbo. Jakie pan/pani ma
doświadczenie? Marne, dlatego zgłosiłem się do was, a nie do Microsoftu albo
Google. Co pan wie o naszej firmie i czym się zajmujemy? Wciskacie ludziom kit
tak, że chcą oddawać pieniądze za rzeczy, których nie potrzebują. Jest to
wątpliwe moralnie, ale mam to w dupie gdyż… Szmal!szmal!szmal! Czym pan się
zajmował na studiach? Serio pytasz? Chyba oboje wiemy, co robi się na studiach.
Przedłuża sobie z dzieciństwo, z tą małą różnicą, że legalnie można chlać wódę
i odwalać najbardziej żenujące numery, zwalając je na kark młodości. Gdzie się
pan widzi, powiedzmy za rok? Jeżeli nie dostanę tej pracy, to zapewne w jakiejś
ciemnej piwnicy na prowizorycznie zaaranżowanym stole operacyjnym z beczek po
śledziach, rozwarty jak Morze Czerwone, lecz nie przez Mojżesza tylko pijanego
w sztok chirurga bełkoczącego coś w po serbsku pod sumiastym wąsem. Pozbawiony
nerki, za to obdarowany w gratisie jakimś syfem z powodu tego, że konował
wygotował medycznie utensylia w wodzie z kibla, a we mnie zaszył nie tylko
chustę (która wcześniej z oddaniem pełniła rolę onucy, mając w cv jeszcze
krótki epizod jako ścierka podłogowa w publicznych toaletach), ale również
zdechłego kota, ludzki płód, miliony z OFE, kciuk Chrystusa nie zapominając
jeszcze o podpisach popierających prezydenturę Pawła Kukiza. Jakie są pana/pani
słabe strony? Jestem leniwy, ale nie zdolny. Trudno się w cokolwiek angażuję,
ale jak już to robię nie wkładam w to na szczęście zbyt dużo wysiłku. Nie
jestem punktualny, ale jestem zajebisty w wymyślaniu wymówek, od których pojawiają
się łzy w oczach nawet u niewzruszających się na co dzień ludzi. Nie uczę się
zbyt szybko nowych rzeczy, ale za to szybko o nich zapominam. Trudno we mnie
wzbudzić entuzjazm w wykonywaniu jakiś zadań, ale już jak się to uda, to szybko
go tracę w miejsce czarnowidztwa w myśl „..uj z tym, i tak by się spier…ło”.
Nie szukam wyzwań, ale już jeżeli się jakieś przede mną postawi, to całą
kreatywność (po polsku „ćwaniactwo” przyp. Red.) wkładam w to, jak to olać, w
najgorszym możliwym scenariuszu wysłużyć się kimś innym, bądź jak najszybszym
osiągnięciem klęski udowodnić, że „nu nie dało się”.
[Yep! That's me.] |
Ważnym punktem w
staraniu się o pracę jest nie tylko to, co się mówi, ale to, co wyraża się w
sposób niewerbalny, czyli na przykład to jak się wygląda. Wiadomo, że nie można
przyjść jak na szkolną akademię, opadają garnitury, czarne kiecki, stonowane
kolory i inne „wyprasowane skarpety, czy tam koszule, whatever!” Przyjście w
ten sposób oznacza ni mniej, ni więcej, że jest się osobą zdesperowaną, że od
tej pracy zależy twoje być albo nie być. A wiadomo, że nikt nie lubi takich
łajz i ofiar losu. Nikt nie zdecyduje się wybrać kogoś, kto ma wypisane na
twarzy „litości!” albo „pomocy!”. Pracodawcę trzeba uwieść, pokazać mu, że ma
się wiele opcji i jeśli on nie pójdzie po rozum do głowy i was nie zatrudni, to
zrobi to ktoś inny i taki zajebisty pracownik przejdzie mu koło nosa. Dlatego
polecam pójść na rozmowę w tym, w czym czujecie się najlepiej. Jeansy, w
których czujecie się najlepiej. Najlepiej czarne okulary, niech wiedzą, że mają
do czynienia z kimś wyjątkowym, nie z tej ziemi. O właśnie, najlepiej przebrać
się za kogoś sławnego, albo jakieś szczególnie ulubione zwierzę, nie musi być to
prawdziwe zwierzę. Bo akurat zdarzy się, że wasz przyszły, niedoszły pracodawca
w dzieciństwie miał słabości do jednorożców, a tutaj wy wychodzicie na przód z
inicjatywą (!) i przychodzicie w stroju jednorożca. Pracodawca jest zachwycony,
bo przypomnieliście mu błogie lata dzieciństwa i od razu zdobyliście nie tylko
prace a i sympatie szefa nie przepracowując jeszcze nawet minuty! Oczywiście
ten kij ma oba końce i na przykład, jeżeli postanowicie przebrać się za konia a
pracodawca na przykład był kopnięty przez konia w dzieciństwie, to już wiadomo,
że nie będzie tu zbyt szczęśliwego zakończenia.
[Pamiętajcie im bardziej wyglądacie na takich, których nie zależy, tym bardziej oni was chcą!] |
Mam nadzieję, że tych
kilka uwag pomoże komukolwiek znaleźć tę wymarzoną pracę, nie jest to przepis
na stuprocentowy sukces, ostrożnie mogę powiedzieć, że to jest przepis na tych
procentów pięćdziesiąt, bo albo się dostanie tę pracę albo nie. Powodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz