...

...

piątek, 20 marca 2015

Najlepsze seriale

PART VII
Tym razem na tapetę bierzemy tylko i wyłącznie nowe produkcje, które widzieliśmy całkiem niedawno. Tak, znów twierdzimy, że to najlepsiejsze, co tylko można obecnie oglądać. Bo przez to, że tyle oglądamy to nadziewamy się też na straszny chłam. Po oddzieleniu ziarna od plew powstało to zestawienie.




 Detectorists


 Nie wiem jak to Brytole robią, że z nudnej jak flaki profesji potrafią zrobić zawsze ciekawy i zajmujący serial, przypomnieć choć nerdów z IT Crowd, albo pracowników biura z The Office. Tutaj zaś mamy dwóch nolife’ów łażących po polach i wykrywaczami metalu. To nie brzmi jak przepis na sukces a jednak. Serial jest naprawdę dopracowany i snuje się we własnym tempie. O dziwo, znalazło się całkiem sporo osób, którym właśnie takie nieśpieszne dreptanie i ogromne ilości secondhand embarrassmentu przypadło do gustu. My się o ten serial poróżniliśmy z Karen, bo jak ją w ogóle, to mnie ujął ten serial straszliwie, bo nic nie śmieszy tak, jak zobaczenie parodii samego siebie, no może nie tak dosłownie, ale mi też swego czasu dużo zdarzało się, że spędzałem fascynując się historią, uważając ją za najważniejszą dziedzinę nauki. Teraz wyprowadziłem się z błędu i wiem, że najważniejszą nauką jest bezrobociologia. Do serialu pierwszych widzów najbardziej przyciągnął fakt, że występuje w nim gwiazda tasiemca pt. Piraci z Karaibów Makcenzie Crooka, któremu choć nie wypada co chwila oko, to razem z innym starym wyjadaczem angielskiego kina i telewizji Toby’m Jones’em tworzą rewelacyjny i prześmieszny duet. Na zachętę przepiękna piosenka z serialu: Johnny Flynn - "Detectorists".




Pramface

Trudno tu nie mówić o guilty plesaure, bo serial sam w sobie jest porażająco głupi, szczególnie na początku, kiedy trudno nie przewracać oczyma. Mimo wszystko jest to jeden z tych seriali, który wchodzi nadzwyczaj łatwo i bez poczucia upływu czasu. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy doszliśmy w trakcie kilku dni do trzeciego sezonu. Po krótce jest chłopak i  jest dziewczyna nie z jego ligi, do tego on wbija na imprezę dla starszych dzieciaków, ona zaś jest abiturientką studiów. Trochę alkoholu no i niestety. Ciążą. Afera i wszelkie konsekwencje nieplanowanej ciąży. Nie powiem miejscami jest naprawdę śmiesznie głównie za sprawą sprawnego umysłowo inaczej nieodłącznego kompana głównego bohatera. 

(Oto i sam kompan i jego złote myśli w najlepszej formie.)
Sam tatuś jako nastoletni tatuś próbuje udowodnić swą dojrzałości i odpowiedzialność co mu wychodzi dosyć średnio, a nawet wcale. Przez serial przewijają się osoby znane już z brytyjskich seriali, także zawsze miło jest wypatrzyć „znajomą” gębę. Co by nie mówić, to najbardziej godni wspomnienia są rodzice obojga młodziaków, którzy prezentują odmienne podejście do całej „sprawy”.
(Ciąża ma swoje prawa.)
 Rodzice dziewczyny to typowi posh people, który mają w sobie tyle snoba, co grzeszków małych i większych na sumieniu, do tego są małżeństwem „tylko na papierze”, które istnieje tylko po to, by nie narobić sobie wstydu na przyjęciach u przyjaciół. Rodzice chłopaka choć trochę niechlujni i związani ze sobą przez dokładnie to samo, co spotkało ich syna, z początku źli w końcu jednak pokazują się jako chyba jedyne pozytywne postaci w serialu.




Catastrophe

Kolejna historia wpadki, którą oglądamy. Co na to Freud? Nie wiem i nie planuje się dowiedzieć tego empirycznie. Tutaj chuć narobiła problemów Brytyjce i Amerykanowi. Cały problem polega na tym, że mimo megalomanii głównego bohatera, trudno mu jest się przyzwyczaić do nowych realiów, a jego partnerka nie jest tak przekonana, czy warto jest się wiązać z kimś, kto bardziej kieruje się poczuciem obowiązku niż uczuciem i szczerymi chęciami. Tak to jest komedia, nie wydawałoby się z wcześniejszego opisu, ale jednak jest to całkiem zabawna komedia, którą największą siłą jest obśmianie różnic kulturowych pomiędzy Wielką Brytwanią a Stanami. Brytyjczycy oprócz śmiania się ze swoich młodszych braci, najlepiej śmieją się z samych z siebie, czego w serialu nie brakuje. Jesteśmy bardzo ciekawi jak się to wszystko rozwinie, szczególnie, co się gdy urodzi się to dziecko. Możemy jeszcze powiedzieć, nie psując nikomu oglądania, że Amerykanie traktują mieszkańców Europy w serialu jak Marsjan, a para ma nie tylko problem z ciążą a czymś znacznie gorszym.





The Walshes

To nasz bezapelacyjny faworyt. Po Father Ted i Moone Boy (który właśnie wrócił z nowym 3. Sezonem!) to jest nasz ulubiony irlandzki serial. Dawno się tak nie uśmialiśmy niż dzięki zwariowanej rodzince dziwaków. Mamy ojca z szurniętym poczuciem humoru, który jest typowym małym, chichoczącym, rezolutnym Irlandczykiem, mamy matkę, typową konserwatystkę, którą zawsze da się jakoś obejść, jest syn porażka życiowa, a jednak oczko w głowie rodziców, jest córka, która chce za wszelką cenę wyprowadzić się z domu, lecz brakuje jej na to środków i obrotności, jest przyjaciel domu z opóźnionym zapłonem, żyjący we własnym świecie, jest w końcu i przyszły zięć, który sprawia wrażenie jakby przespał całe swoje życia i sekundę temu się obudził, po czym znów zapada w zimowy sen. Kocham ten serial, bo jest bardzo bliski naszej polskiej rzeczywistości. Siermiężna moralność, w której zawsze da się znaleźć miejsca pokryte gumą, sztuczność i fałszywa uprzejmość, zawiść i zamiłowanie do obgadywania osoby, której przed chwilą z wyszczerzoną paszczą życzyło się dobrego dnia. Jest jednak w serialu całkiem nie polski dystans do siebie i całkiem zabawny humor, którego nie spotkamy w żadnym współczesnym serialu z nad Wisły. Widać po komunie straciliśmy całe zasoby humoru.




The Mimic


Serial opowiada o mężczyźnie w średnim wieku, który za dużo w życiu nie osiągnął, (nie żeby próbował ) za to posiada niezwykłą zdolność udawania głosów celebrytów. Facet jest w tym tak dobry, że pomyślał, że nie warto w życiu się starać i brać udział w wyścigu szczurów skoro ma się tak wielki talent jak on. Nie trudno się domyśleć, że nikt nie zapukał do jego drzwi z walizką pieniędzy. Główny bohater w między czasie swojego „czekania na Gogota” dowiaduje się, że ma dorosłego syna, o którym nic wcześniej nie wiedział. Co jest smaczkiem oprócz obłędnie identycznego udawania głosów? Pojawienie się w serialu w roli agenta Neila Maskella, którego pamiętamy przede wszystkim za rolę Arby’ego psychopaty o gołębim sercu (to nic nie zabił połowę ludzi, którzy pojawili się w serialu Utopia).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz