...

...

niedziela, 27 kwietnia 2014



   Derek  czyli powrót najbardziej  zaskakującego serialu Ricky’ego Gervaisa


Nie trzeba było jednak zbyt długo czekać na powrót jednej z największych niespodzianek ubiegłego roku, bo ledwie po kilkunastu miesiącach Derek wraca do nas z nowym sezonem. Po osiągnieciu sukcesu za Oceanem (Derek szalał po Netflixie), Ricky Gervais wiedział, że nie ma co zwlekać i na fali popularności pierwszej serii trzeba puścić drugą.




Nadal trudno jest się oswoić z nowym wcieleniem Ricky’ego znanego z niewyparzonego języka i aury kontrowersyjności. Dotychczas seriale Ricky’ego to było mocne, dla niektórych nawet zbyt mocne uderzenie. My również zgadzamy się z tym stwierdzeniem, że to nie jest humor dla każdego. Szczególnie zaś jedno z wczesnych dzieł Gervaisa, czyli The Office, który jest najtrudniejszą pozycją w jego twórczości i być może wśród wszystkich brytyjskich seriali komediowych.


[Główni bohaterowi: Kevin - moczymorda i margines społeczny, Hannah - prowadząca ośrodek, dobra dusza, Derek - wielkie serce i duży dzieciak, osoba bez znaczenia, Dougie - nie znający się na zbyt wielu rzeczach pan złota rączka.]

Ricky to jednak nie tylko seriale i totalnie odbiegające od nich filmy, ale również stand up. W komedianctwie, którym ma najbliższy kontakt z publicznością Ricky przemyca samego siebie i tu również trudno odnaleźć choć najmniejszy ślad Dereka. Ricky to przede wszystkim to kpiarz, szyderca i kontestator, nikt więc nie pomyślałby, że potrafi zrobić tak zaangażowany i subtelny serial, a mimo to nie stracić nic na swojej oryginalności pomysłów. Derek jaskrawo odróżnia się na tle twórczości Gervaisa jedynie na pierwszy rzut oka. Po gruntownej analizie twórczości Ricky’ego Derek nie jest już takim novum, wystarczy choćby sięgnąć do poprzedniego serialu komediowego Ricky’ego Life’s Too Short z Warickiem Davisem. Ten serial również dotyczył osób, które zazwyczaj nie są głównymi bohaterami popkultury, często zaś spychanymi na margines życia. 

[Derek "dorobił" się całkiem zdolnego fandomu i zalewu twórczości fanartowej.]

Ricky zobrazował świat tak naprawdę nieznany dla szerszej publiczności. Pokazał, że ci ludzie, nie różnią się niczym od każdego z nas. Aby pokonać stereotyp i przełamać schemat postrzegania karłów zaprosił do serialu całą plejadę gwiazd, co uczyniło z tego serialu prawdziwą perełkę puszczającą oko do bardzo do niego zbliżonego Extras, którego również autorem był Ricky. Podobieństwo Life’s Too Short i Dereka polega więc na tym, że pierwszy ukazywał nieznany świat karłów, zaś drugi na pierwszym planie pokazuje upośledzonego umysłowo człowieka i grupę seniorów, tak tu i tam, pierwsze skrzypce grają nietypowi dla popkultury reprezentanci wykluczonych społeczności. 

[Kevina można zaliczyć do długiej listy antybohaterów
 - dysfunkcyjnych osobników, których Ricky zmusił nas pokochać.]

W zepsutym współczesnym świecie, w którym króluje tyran kultu piękna, kto by pomyślał, że właśnie taki serial osiągnie sukces? Ricky udowadnia po raz kolejny, że czego by nie się nie dotknął, obróci to w złoto. Ba, Derek zapełnia dotychczas niezapełnioną lukę, po bardzo mądrym, uwrażliwiającym na drugiego człowieka, problem starości, empatii oraz uświadamiającym potrzebę szacunku dla każdego bez względu na sprawność fizyczną, stan zdrowia i wiek programie w tv. Nie jest to jednak jakaś patetyczna laurka, którą oglądałoby pięć osób, ale coś zupełnie nowego i jak najbardziej atrakcyjnego dla współczesnego widza.

[Ricky Gervais jako Derek, to rzadko spotykane
 stworzenie unikalnej postaci na potrzeby serialu telewizyjnego,
któej nie powstydziłby się żaden ambitny film.]

Derek w pierwszym sezonie zaskakiwał, i długo utrzymywał nas w uczuciu szoku, bo nikt nie spodziewał się takiego pomysłu po Rickim, takiej gry i takiej odwagi, a przede wszystkim konsekwencji. Baliśmy się, że zostanie on zlinczowany za tak bezprecedensowe podejście do tego tematu osób wykluczonych, zamkniętych w ośrodkach, do których świat zewnętrzny zagląda nad wyraz rzadko i niechętnie. Kiedy wreszcie przyzwyczailiśmy do Ricky’ego jako Dereka, zaczęliśmy się już tylko notorycznie rozklejać, bo jak nic nie wzrusza takich zimnych drani jak my, to Ricky roztapia nas jak nutelle na grzance. Nie, nie jest to jakiś perfidny wyciskacz łez, więcej jest tam nadal komedii (i bogu dzięki!), ale są momenty, w którym nawet największy twardziel poczuje mrowienie w nosie.



Durgi sezon powraca z przytupem. Widać, że Ricky nadal jest w formie zarówno w tej komediowej jak w tej, która pozwala mu na pisania najbardziej chwytających za serce scen. Martwimy się jednak, czy z serialu czasem nie odejdzie Karl Pilkington, który zaprzedał się Sky. Nie mamy mu tego za złe, bo Ricky wcześniej zaprzedał się Channel 4. Dla serialu byłoby niepowetowaną stratą, gdyby odszedłby z niego charyzmatyczny pan woźny, który łapie czasem tak boskie wkurwy.

[Serialowy boże proszę oszczędź Karal,
 gdyż bez niego to już nie będzie to samo, półłyse rubaszne widowisko.]


Za serial dajemy sobie obie ręce uciąć, bo nie ma, po prostu nie ma, czegoś podobnego w telewizornii i długo nie będzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz