[Simon Pegg już jak się uwziął, to w już nagiminnie kreuje się na jakiegoś boga brytyjskich nerdów. W Spaced jest twórcą komiksów.] |
Oglądając serial nie mogłem wyjść z wrażenia, że oglądam jakiś
polski kabaret, a najlepiej wszystkie je na raz, choć co prawda w szczytowej
formie i w najlepszych numerach, ale jednak wciąż polskie kabarety. Nie jest to
bynajmniej komplement i wcale nie żałuję, że się tak bezlitośnie z tym serialem
obchodzę, bo braki w dopracowaniu widać gołym okiem.
[Za serial odpowiadają dwie osoby Simon Pegg i Jessica Hynes. Jak widać wielko krzyku o nie tak znowu dużo.] |
Może żeby nie psuć od razu humoru miłośnikom narażę się im dopiero
później teraz zaś chciałbym coś niecoś napisać o głównych bohaterach. Otóż
Daisy i chyba od razu da się to zauważyć, wypisz wymaluj jest jakąś
protoplastką kobiety z kabaretu Hrabi (Joanna Kołaczkowska) . Ten sam sposób mówienia, przechodzenia w
dziecięcy głosik, mimika no i te specyficzne ruchy, podobnie gwałtowne i
nieskoordynowane. Nie chcę tu nikogo pochopnie oskarżać, ale nawet wygląd
zewnętrzny się zgadza.
No i dochodzimy do Simona Pegga, którego wytworów jestem wyjątkowym antyfanem,
szczególnie filmów, które nużą i praktycznie bardziej wprawiają w zakłopotanie
i ból głowy niż śmiech. Szczególnie mowa to tu Świcie żywych trupów,
który tak mi sprofanował mojego bożka Dylana Morana, że do tej pory nie mogę mu
wybaczyć, że uważniej nie zapoznał się ze scenariuszem i w porę nie zrezygnował
z tej roli.
[Jak już powiedzieliśmy coś o Dylanie, to warto wspomnieć, że epizodyczną postacią w serialu jest znany i lubiany Bill Bailey (Many z Black Books). |
Pegg mimo, że miał kilka dobrych pomysłów na żarty i jakoś to
nieźle wychodziło, jednak zawsze potrafił coś w tym namącić i przedobrzyć (zasypać
naprawdę dobry skecz jakimiś głupim bełkotem, kakofonią dżingli). No dobrze,
ale Big
Train akurat udał mu się świetnie, choć i tam grane przez niego
postacie nic tylko irytowały.
[Ekipa z Big Train niebardzo lubi się rozdzielać także w serialu oglądamy też Marka Heapa, dla którego to jenda z najlepszych ról w karierze (oczywiście naszym skromnym zdaniem).] |
Fabuła jest strasznie pociachana i mnóstwo rzeczy jest dane tam albo
na siłę albo niepotrzebnie. Czasem a raczej częściej niż czasem pomysły na
pojedyncze skecze albo rozstrzygnięcia pobocznych wątków biją na głowę główne
tematy odcinka.
[O tak, cały serial charakteryzuje jakaś taka niecierpliwość i szalane tempo. Trudno nadążyć za każdą pointą czy żartem sytuacyjnym.] |
Denerwuje jakieś dziwne ADHD, na które cierpią wszystkie postacie poza landlady, która wkurza od
samego początku gadaniem bokiem ust, które przyprawia nas o bolesny zgrzyt
zębów jak przesadne szumienie i syczenie niektórych Polaków.
Gdzie indziej chwalimy dynamikę, lecz tutaj jest po prostu męcząca,
czasem zdarzają się po prostu momenty, które przypominają jakąś psychodeliczną
paplaninę.
[Przypuszczam, że właśnie taką odpowiedz bym otrzymał pytając tych wszystkich osób, które wystawiły temu serialowi tak niebotyczna ocenę na filmwebie, dlaczego uważają ten serial za aż tak dobry.] |
Nie można jednak powiedzieć, że serial jest nieśmieszny, jest i to
całkiem całkiem tylko, że częściej jest po prostu głupkowaty w nadmiarze i to
już zaczyna powoli irytować. Niby jest to autorskie dzieło, ale brakuje w nim
dopracowania i pietyzmu w szczegółach, przez które czasem można położyć nawet
całkiem dobrze zapowiadający się odcinek. Nie da się ukryć, że pozostawia on
uczycie niedosytu.
[Zawsze cieszą i uśmieżają rozczarowanie gościnne występy znanych i lubianych
aktorów z innych serialu. Tu Peter Serafinowicz,
któego niedługo będziemy mogli oglądać w Obrońcach Galaktyki.]
|
Aha, o co chodzi z Mycroftem, czyli Gatisem mamy przyjemność oglądać
w epizodzie Gatisa trzynaście lat przed Sherlockiem, i być inaczej nie może,
jako agenta tajnych służb.
[Otóż to. W prawie każdym dziele Simona nie da się wręcz nie zauważyć jak ten typ się sobą jara, choć to tylko król brytyjskich komedii klasy B (nie mówię tu o jego serilach.] |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz