Hannibal
to
jeden z niewielu seriali, któremu towarzyszymy od tak naprawdę samego,
samiutkiego początku. Emocjonowały nas zapowiedzi powstawania i plotki z planu,
przede wszystkim zaś jednak pogłoski o tym, że w tytułową rolę ma wcielić się
tytan skandynawskiego kina – Mads Mikkelsen.
Mimo, że wielu krytyków uważa, że serial zawiódł wiele oczekiwań, nadal
towarzyszą nam te same emocje, co przed powstaniem pierwszego sezonu, nie
musimy więc opisywać tego, co działo się pod naszym dachem, gdy już
usadowiliśmy się wygodnie by obejrzeć pierwszy odcinek drugiego sezonu.
[Chciałoby się powiedzieć: "You know nothing Jack Crawford"] |
Mankamenty fabuły, niezrozumiale rozwiązania
wątków, pojawianie się nieuzasadnionych postaci i ich perypetie, ba, nawet
drewnianą role Hugh Dancy (który
powinien pozostać w świecie landrynkowego kina, gdzie jego miejsce) uśmierzają
fantastyczne zdjęcia, mroczne retardacje, niepokojąca atmosfera, no i przede
wszystkim gra aktorska nie z tej ziemi Madsa
Mikkelsena. Zdjęcia w Hannibalu
niekiedy wywołują u nas skojarzenia z ostatnio popularnymi w Internetach „ruchomymi
obrami”, czyli tworzonych animacji na kanwie dzieł klasyków malarstwa. Jeżeli
chodzi o samego Madsa, to masakruje on pozostałą obsadę, która nie dorasta mu choćby
do pięt pod względem warsztatu aktorskiego. Jak dla nas reprezentuje on
odchodzącą do lamusa starą szkołę absolutnego wtopienia się w rolę i stworzenia
zupełnie nowej osobowości (co kontrastuje z miernym odtwórstwem utartych
schematów w przypadku reszty obsady). Można mówić, że po prostu Mads miał
szczęście, bo trafiła mu się najlepsza rola w serialu, najbardziej plastyczna i
stwarzająca duże pole do popisu swoimi umiejętnościami. Można, ale my tego nie
powiemy, bo w podobnej sytuacji był Hugh a swoją rolę zarżnął bezlitośnie.
[Moje pytanie w tej sytuacji: "Czego ten Hannibal nie potrafi?"] |
[Tutaj akurat byłem pewny, że tu już musi być jakaś "wizja"] |
[Wytrenowany agent specjalny kontra kucharz amator, hmm...] |
[Takie zakończenie Master Chief'a to ja bym z chęcią oglądał.] |
Kto
pamięta Caroline Dhavernas z roli w Wodospadach Niagary, ten chyba rozumie jak trudno bywa nam
powstrzymać uśmiech, gdy robi te swoje dramatyczne wejścia ze śmiertelnie
poważnym głosem i śmiertelnie nudną twarzą. Mads na tle pozostałych trochę
przypomina mistrza, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu, takim jak
piaskownica pełna ślamazarnych dzieci, bo takimi się wydają się być pozostali
występujący (powiedzmy szczerze: grać to tam najwyżej może tylko Mads).
[A panowie nadal się biją...] |
Aby
trochę zamieść pod dywan pewne niedociągnięcia twórcy dają widzom takie
prezenty jak występy gościnne. Naszym ulubionym był gościnny udział w serialu Eddie’go Izzarda, który już chyba z
karierą telewizją jak na razie dał sobie spokój. O Eddie’m moglibyśmy oddzielny
artykuł napisać, bo facet już tyle próbuje przełożyć swój sukces w stand up’ie
na duży i mały ekran (The Richies,
filmy telewizyjne typu Tresaure Island),
niestety jak do tej pory nieskutecznie, a i jego stand up na tym cierpi. Kto
widział jego nowe występy ten niestety wie, o czym mowa.
[Biedny Hannibal aż posmutniał :/] |
Oczekiwania
na nowy sezon Hannibala zostały
nagrodzone i to w nadzwyczaj hojny sposób. Po pierwsze fantastyczna scena walki
Madsa z agentem specjalnym Jackiem Crawfordem, która bije na głowę tę z Bonda.
Stworzenie na samym początku wyjebiaszczego znaku zapytania też idzie na duży
plus dla twórców. Nie mogło oczywiście w odcinku zabraknąć scen, gdzie Mads przygotowuje
w misterny sposób swe kanibalistyczne obiadki. Nie wiem czy to uchodzi, ale sceny
jego pichcenie w kuchni, które łudząco przypominają ujęcia artysty pracującego
nad swoim arcydziełem, sprawiają, że naprawdę zaczyna burczeć nam w brzucholach.
[Trochę gimnastyki i rozciągania aby nabrać apetutu.] |
No, ale nie samym Madsem człowiek żyje (jak
to?!). Odcinek po dynamicznym wstępie, które przyprawia o palpitacje serca nużąco
zwolnił i to nie w taki sposób, który można byłoby polubić. Znów skuta lodem
słabiutkiej gry twarz Willa była w centrum uwagi. Nie wyszła też scena
konsultacji Hannibala z Dr Du Maurier. To spowolnienie sceny i cedzenie słów
przez Gillian Anderson jakby chciała ona nieudolnie naśladować styl Hannibala (ewentualnie tak wygląda
wyobrażenie jak powinien zachowywać się psychiatra) potrafi naprawdę
sfrustrować, tym bardziej, że aż razi jak nie wyszło twórcom stylizowanie
rozmowy dwóch bardzo doświadczonych psychiatrów na pojedynek werbalny. Gillian
nie popisuje się od samego początku, gdy w glorii chwały powróciła na ekrany
telewizyjnie w pierwszym hitowym serialu po Z Archiwum X. Hannibal raczej Archiwum X nie dosięgnie, ale podobno była to całkiem wdzięczna
odskocznia dla kariery Gillian. Nadal nie wiemy, co jest grane z Fishburnem.
Czy to tylko taką pozę sobie wybrał, czy ktoś mu nakazał grać w ten sposób, czy
po prostu my żyjemy błędnym wyobrażeniem go jako relatywnie dobrego aktora, czego
źródeł trzeba upatrywać w młodzieńczym zachwycie nad Matrixem. Agent Crawford jak dla nas niczym się nie różni od
patetyczno-groteskowych postaci stereotypowych gliniarzy po przejściach z
produkcji typu CSI:Sandomierz.
Niemały
apetyt u nas wywołał oczywiście zwiastun kolejnego odcinka, który spełnił swą
rolę i narobił nam nawet nie wiem jak wielkiej nadziei na obłędne zagęszczenie
fabuły. Największym plusem tego nowego sezonu jest to, że daje on tym pierwszym
odcinkiem nieśmiałą obietnicę dla miłośników Madsa, że w końcu zawartość
Hannibala w serialu Hannibal (-.-‘)
będzie w końcu adekwatna do tego, co my fani wymagamy i potrzebujemy do
prawidłowego funkcjonowania.
[Czy tylko ja się zastanawiam jak Jackowi udało się NIE ZŁAMAĆ karku Hannibalowi? Także na sto porcent to musi być wizja, albo kolejne przekoloryzowanie scenarzystów.] |
Wiemy
i jesteśmy świadomi, że postać Madsa to wielki zbrodniczy intelekt i już z niejedną
opresją poradził sobie z dziecięcą łatwością (choć raz jakieś blond nierozgarnięcie
wpadło na jego trop, co było jednym, z naszych największych WTF? w tamtym roku),
lecz tak namącili tym zwiastunem, że sami zaczęliśmy się bać o doktora Lectera.
Co też wymyśli Graham, aby przekonać zaniedbującego swe obowiązki Fishburne’a
(tak jak Graham również i Lecter jest oczywistym podejrzanym, ale oczywiście to
zlał) i człowieka chorągiewkę Dr Alanę Bloom. Myślę, jednak, że w następnym
odcinku nasze obawy się rozwieją i wszystko rozbije się o jakieś tam wizję i
halucynacyjne lenary. Oby.
Mimo,
że ten pierwszy odcinek choruje na te same niedociągnięcia i niezrozumiałości,
co cały poprzedni sezon możemy uznać powrót psychopaty za całkiem szczęśliwy
(nie zaryzykujemy słowa udany) i my już teraz nie możemy się doczekać na nowy
odcinek. Nie wiem jak reszta widzów, ale my złudnie rozpoczynamy swoje (nie
pozbawione złudzeń) odliczanie do wyczekiwanego skonsumowania Willa przez
najbardziej eleganckiego czarnego charakteru jakiego szpula filmowa nosiła –
Hannibala Lectera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz