Zbliża się wielkimi krokami rok
akademicki. Znajdzie się wielu, dla których nadal trwa poprzedni. Dla tych
przejście z jednego w drugi będzie raczej płynne (i to w dosłownym znaczeniu
tego słowa). Studenci spoza miasta
akademickiego na pewno w tym momencie już znaleźli sobie jako takie lokum,
znaleźliby się i ci, którzy jeszcze z tym się nie uporali. Zaświtało nam by
napisać nieco o mieszkaniach do wynajęcia i tzw. stancjach. Swoje już
przeżyliśmy i już co nieco wiemy jak znaleźć by znaleźć w czasie,
zamieszkać, i to nie z pięcioma
cygańskimi rodzinami w pokoju, przeżyć represje narzucone przez wynajmującego,
nie dać się nabrać na kartonowe makiety sprzętów AGD, i ogólnie nie skończyć z
ręką w kiblu w dniu 1 października. Proszę nam wierzyć, bo przejebane, to nasze
drugie imię, i nic tu nie jest fikcją.
http://survival.strefa.pl/szalasy.htm |
Zacznijmy
od poszukiwania stancji/mieszkania. No, geniuszem tu być nie trzeba by wiedzieć
, że najlepiej zacząć szukać parę miesięcy przed potrzebą wprowadzenia się w
dane miejsce. W gazetach z anonsami pełno jest ogłoszeń różnego rodzaju,
większość zamieszczana przez starszych ludzi, którzy mają potworną manierę nie
wyjawia zbyt wielu szczegółów przez telefon razem z podaniem dokładniejszego
adresu włącznie, więc jeśli nawet coś wyhaczy się w gazecie, to za nim się
odnajdzie tę jedyną ulicę uprzedzi was ktoś z lepszymi umiejętnościami w grze w
podchody. Nie ma co się też zrażać do tego w jaki sposób mówią dziadkowie
wynajmujący, mimo, że brzmią czasem jakbyśmy negocjowali wielomilionowe
operacje finansowe w tajemnicy przez wierzycielami mającymi powiązania mafijne,
to wbrew pozorom całkiem mili ludzie, co prawda z brakiem poczucia rzeczywistości. O czym
przekonamy się gdy będą o nas zbierać informacje i próbować agitować na rzecz
RM, PiS, JKM, RMF FM, AGD nie wspominając już o H&M.
Ludzie
nam wynajmujący to chodzące enigmy. Powinien zostać wyodrębniony nowy gatunek człowieka
zajmującego się „drobnym wynajmowaniem”.
Nie ma co się co sugerować tym, że ktoś jest miły i rzeczowy przez
telefon. Miejsce wtedy na pewne ma od wuja usterek, w tym głęboko ukrytych,
które dadzą o sobie znać jakiś tydzień po zamieszkaniu wraz z odwiedzeniem was
przez właściciela. Spodziewajcie się tego, że zaraz po otworzeniu mu drzwi,
kibel zacznie wymiotować wodą i gównami jak szalony. A właściciel nic nie zrobi
tylko będzie patrzyć na waszą żałosną reakcję. Gdy wynajmujący jest dziwny
przez telefon, coś jakby był połączeniem paranoika z nadpobudliwym czytelnikiem
dwóch czołowych tabloidów, to nie ma co się wahać i odłożyć od razu słuchawkę,
jeśli chce się mieć życie. Na ogół i najczęściej trafimy na cwaniaczka, i to niezłą
gadką, przechodzącą od razu na Ty z połową naszego rodzinnego miasta. Pierwsza reakcja
w spotkaniu z takim, to całkowicie ulegnięcie i zgoda na obejrzenie miejsca w
konkretnych godzinach. Druga reakcja powinna być taka, że uzmysławiamy
sobie, że mimo, iż facet wyliczył nam
szereg wad i usterek my i tak przystaliśmy, żeby wpaść i dogadać szczegóły. My
w takim przypadku unikaliśmy telefonów zwrotnych takiego faceta. Bo mimo, że przyznał
on , że ani tam neta, ani jakiś szczególnych wygód, pokój w pokój z robolami, i facetem
mieszkającym na stancji z własną nastoletnią córką (taaa córką…) my ustaliliśmy
dzień obejrzenia mieszkania. Zaś naszym ulubionym typem do gadania przez
telefon, jest typ gadający zmęczonym głosem, bez entuzjazmu, wzbudzający
współczucie do tego stopnia, że wynajmujemy, bo nam szkoda tego kogoś.
Informacje,
które dostajemy przez telefon są lakoniczne i mało precyzyjne. Trzeba więc
samemu zapytać o szereg podstawowych spraw. Czy jest sufit? Czy na pewno nie
będziemy musieli tego miejsca z kimkolwiek dzielić? Czy w miejscu znajdują się
cenne przedmioty o których kradzież możemy zostać oskarżeni? Podstawowych pytań może być i tysiąc ale nie
ma co na nich oszczędzać, bo wszystko, ale to wszystko, mści się później. Nie
zapytasz się o opłaty dodatkowe i bach! dowiadujesz się, że kaucja to
równowartość czynszu, albo musisz opłacić promienie słoneczne wpadające przez
okno do pokoju. Najlepiej znaleźć coś bez dodatkowych opłat, takie miejsca
wcale nie muszą być gorsze. Rachunki to coś, jeśli nie mamy licznika przez własną
twarzą, na co nie mamy żadnego wpływu. Właściciel może pokazać byle jaki rachunek
a my bulimy, bo jaki inny wybór. Nadal w wielu miejscach Internet nie jest
rzeczą pierwszej potrzeby, więc lipa i się kończy gównianym „studenckim” netem,
którego limit kończy się zaraz po tym jak przeoczymy wyłączyć reklamę na
filmwebie (tru story :/).
http://www.reactimg.com/index.php?id=12 |
Przejdźmy
teraz do represji, czyli ulubionego zajęcia naszych gospodarzy, i głównego zarazem
powodu, dla którego nam wynajmują. Gdy nie ma się oddzielnych opłat
licznikowych też nie jest różowo- zaraz dowiadujemy się z jęczenia właściciela,
że za wodę i prąd płaci się tyle samo co za gaz. Mimo, że instalacja pamięta
czasy Mieszka I i jest wadliwa jak system szkolnictwa w tym kraju, zawsze to
będzie na nas, że nadużywamy wody na mycie rąk i gotowanie zupy. Co tylko jest
na wyposażeniu waszego nowego miejsca pomieszkania prędzej czy później się
spierdoli, a wy płacicie oczywiście za nowe (o tym zajebista historia, na cały
oddzielny post, oj tak...). No chyba, że macie gadkę- wtedy połowę, albo
kołujecie używane, ale to już wyższy level.
Najgorzej
gdy właściciel mieszka za blisko, wtedy będzie was nękał wuja komu potrzebnymi
wizytami. Wiecznie coś taki ma do naprawienia bądź oglądnięcia. Możecie się
umówić na regularne wysyłanie zdjęć jego wuj wie jakich pupilów , ale rzadko
kiedy na to idą. Nie mniejszym utrapieniem są wynajmujące babki, one to
uwielbiają łazić i wypytywać o genezy pięciu pokoleń w tył. Bez agitowania na
jedyne słuszne media i partie się nie obejdzie. Jeśli się jest idiotą i włącza
się debata lądujecie na bruku z wilczym biletem u braci babkowej wynajmującej w
mieście.
Sublokatorzy
to kolejne zło. Można trafić dobrze, ale można trafić na element tak patologiczny,
że nawet akademik tego czegoś nie chciał przyjąć. Napierdalanie odpustową
muzyką i libacje alkoholowe z reprezentacją meneli z całej dzielnicy- to tylko
wierzchołek góry lodowej. Wiadomo, że ze wszystkimi da się ułożyć
lepiej/gorzej, ale czasem to prawdziwa Zimna Wojna, w której trzeba zachować
zimną krew i zimną wódkę, na czas ostrzejszych konfliktów. Dzięki bożkom
wytworów spirytusowych w tym kraju wszystko się wódką załatwi, kardynalskie
nominacje włącznie.
http://www.kiepy.pl/img/3138 |
W
środku to będzie się czasem niezły burdel wyprawiał, ale przynajmniej wiemy, że
w przeddzień sesji ogarnie wszystko iście pokutna atmosfera i parę dni spokoju
przyniesie ulgę i czas na wykurowanie wątroby bananami z bierdonki. To, co w
czterech ścianach, to nic w porównaniu z tym co się dzieje w sąsiedztwie,
zawsze będąc nieuważnym można oberwać cegłówką po głowie bądź być zaskoczonym
przez sąsiada z łomem. Do ułożenia się z całą okolicą zabraknie wam drobnych, a
i organizm takiej ilości wódki może nie wytrzymać. To i wiele innych tylko po
to, by choć trochę poczuć się jak u siebie.
Na
koniec krótka charakterystyka nacji, które możecie mieć za sublokatorów:
ü Imprezowicz
dobry – prawie nie będzie go na miejscu, więc chata cała dla was. Wraca po
trzech dniach i śpi kilkanaście godzin waszego spokoju.
ü Imprezowicz
zły – przynosi imprezę pod wasz nos. Musicie się zapoznawać z obcymi ludźmi,
których normalnie widzi się na policyjni.pl. Dzięki nim całe miejsce wali wódą,
co najgorzej w czasie waszego kaca, który również dzięki nim mija tylko wtedy
kiedy jesteście pijani.
ü Dres
zły – wielki jak stodoła, więc pretensjami za niedogodności dzielicie się tylko
na grupie zamkniętej na fejsie z samymi sobą. W waszym pokoju przechowuje felgi
z juchty, a zza ściany torpeduje was odgłosem pornoli z zajebistym basem (a
jakże).
ü Dres
dobry – notorycznie zjarany, więc nie wie o co chodzi i pięć razy dorzuca się
do czynszu. Częstuje ziołem, zawsze ma go zapas i wie gdzie załatwić więcej. Tolerancyjny
na wszystko, a na fazie to już nawet członek Ruchu Poparcia Pali Kota. Jedyna
wada: nie ukryjecie przed nim pizzy i marsa.
ü Kujon
dobry – nie ma takich.
ü Kujon
zły – głupi skurwysyn, który zawsze ma z czymś problem bo nawet to jak
oddychacie przeszkadza mu w nauce. Maniak czystości (mimo, że we własnym pokoju
ma syf). Co zepsujecie, to robi z tego katastrofę trzęsienia ziemi w Japonii.
Fan JKM, więc nie dawajcie mu nigdy wódki, bo nie przestanie pierdolić.
Najlepiej wyżywać się robieniem mu niepoprawnych rzeczy z jedzeniem i
szczoteczką do zębów: wy będziecie spokojni, a i ta świadomość, że mu
dojeba*&%cie bez kłócenia się z gnojem.
ü Zdzira
dobra – ma się za kogoś lepszego od was, więc nie macie zbyt wiele z nią do
czynienia. Praktycznie nie nocuje. Ciągle jej nie ma.
ü Zdzira
zła – sprowadza gachów, i pieprzy się za ścianą do białego rana. Rano jej
gachami wypełniona jest cała kuchnia i nie ma jak zrobić śniadania. Wanna pełna
jest bakterii chorób wenerycznych. Codziennie ktoś obcy wyciera się waszym
ręcznikiem. Spóźnia się z zapłaceniem czynszu, bo nie starcza jej na skrobanki.
ü Wieśniak
zły – syfi jak wuj. Jego naczynia prędzej stają się miejscami narodzin nowych
form życia niż zostają umyte. Ciągle chce z wami gadać, nawet kiedy jesteście w
trakcie robienia solidnego klocka. Przymusza was do wychodzenia z nim gdzieś i
kumplowania się. Jest ze wsi, więc ma się za lepszego od was, bo wie co to
miedza, brona, szpadel i szkorbut. Używa ni wuja niezrozumiałych słów i
frazeologizmów.
ü Wieśniak
dobry – zawsze ma w wuj żarcia, i domowej roboty alkoholi, których opóźniony
zapłon sprawi, że zgon złapie was w połowie zdawanego egzaminu albo na chodniku
trzy dni po balecie. Wszystko potrafi naprawić/zrobić, w tym spierdolić jeśli
zajdzie potrzeba. Ma za sobą całą fanatycznie nastawioną wiejską młodzież, więc
jest jak znalazł jeśli trzeba komuś naklepać. Zna milion sprośnych żartów
nieodzownych przy każdej degustacji 99% samogonu (czyt. samozgonu)
ü Para
dobra – zbyt zajęta sobą by przerywać pieprzenie, więc ogólny spokój na chacie
pod warunkiem, że lubi się głośno słuchać muzyki.
ü Para
zła – kłótliwe dwa bachory, więc trzeba bawić się obieranie frontów, i
oenzetowskiego negocjatora. Wpierdalają cię w swoje problemy, jakbyś nie miał
własnych. Wyprowadzasz się sam po paru dniach.
ü Ksiądz
– sępi na fajkach, pożycza kasę i nie oddaje, napierdala z rana jakimiś
dzwonami, wyciąga cię na msze. Pewnego dnia przychodzi po niego policja i
odcina dostęp do Internetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz