Dziewiąty sezon
serialu nadal jest równie niepoprawny politycznie i bezwstydnie kpiarski jak wszystkie
poprzednie, co jak dobrze wiemy jest sztuką w dzisiejszych produkcjach. Za nami
już pięć odcinków, które nadal utrzymują ten sam poziom humoru i satyry na amerykańskie
społeczeństwo, a ściślej ujmując białych, pochodzenia irlandzkiego. Paddy’s Pub
mimo wrogiego stosunku do ciężkiej pracy jego właścicieli, o dziwo! nadal
prosperuje, a co więcej jest miejscem kolejnych nietypowych perypetii czwórki
przyjaciół i Danny’ego De Vito.
W nowym sezonie
Matt, Charlie, Sweet Dee i Dennis wzięli się za jakże żywy temat powszechnego dostępu
do broni. Ech, pomarzyć tylko o tym, że w Polsce jakiś serial komediowy w tak odważny
sposób mógłby się rozprawić z problem zżerającym z nienawiści opinie publiczną.
Najlepszy przykład, że się jednak by nie dało: to jak dostało się Gizie za może
i głupi i dyskusyjnie śmieszny żart o Papieżu. Odcinek o wojnie pomiędzy
zwolennikami i przeciwnikami powszechnego dostępu do broni został wyemitowany
kilka miesięcy po tragedii w Bostonie i jakoś nie widzę by aktorów i twórców
wieszano lub choćby żądano powieszenia.
Doskonale
zdajemy sobie sprawę, że humor w Philadelphii nie zawsze jest wysokich lotów,
ale aktualnie to jedyny serial oprócz Louisa C.K, który ma aż takie wielkie
jaja, by w tak bezpardonowy sposób siłować się z tematami tabu, hipokryzją
miejskiego społeczeństwa, problemami, które niezdrowo elektryzują ludzi.
Dosyć często w
serialu pojawia się seksizm i tu już wychodzimy poza nasze kompetencje i
zdolności wyczucia intencji autorów. Niekiedy wiadomo, o co chodzi, i zwykle
jest to kpina ze zezwierzęcenia mężczyzn, którymi rządzą prymitywne instynkty w
wyższym stopniu niż sami by się tego spodziewali, ale czasem jest tego już za
dużo. Mimo wszystko doceniamy chociażby najmniejszą próbę upokorzenia, drwiny z
cukierkowych produkcji, które epatują uprzedmiotowanymi kreacjami kobiet. Ostatnim
przykładem była kpina z obsadzania w roli pogodynek cycatych półidiotek, które
za nic nie znają się na tym, o czym mówią, lecz jednak wyglądają i przyciągają
oglądalność cycem. Może to zbyt daleko idąca interpretacja, ale da się wyczuć,
kiedy Philadelphia kpi z seriali typu Modern Family (za co to dostaje Emmy to
ja nie wiem) i MadMen, które wręcz rozpaczliwie naganiają oglądalność dwoma
cycatymi drugoplanowymi postaciami, które nie wyrażają i nie wnoszą nic poza
ciałem. Troska o onanistów przed telewizorami jest wręcz ujmująca.
Kolejny nietrafiony pomysł na biznes Charliego: skarpetki dla kotów. |
Największym
plusem tych pięciu pierwszych odcinków 9 sezonu jest powtarzalność. To naprawdę
ewenement, że przez dziewięć lat udało się przyjaciołom utrzymać serial na tym
samym poziomie i naprawdę trudno znaleźć na przestrzeni tylu odcinków słabsze
momenty. Prawda nie wszystkie odcinki są śmieszne aż do łez ale akurat te coś
wyrażają albo dokonują naprawdę mocnej i błyskotliwej krytyki. Niestety takie
czasy, że nikt tak nie pouczy o głupocie współczesnego świata jak chamski
serial, którym, co nie boimy się przyznać, potrafi być Philadelphia.
U nas karierę może zniszczyć dziadek w Wehrmachtcie. W Sunny dziadek z Gestapo to sposób na niezły interes. |
Aha, no i
okazało się, że najlepszym sposobem na udany serial, wbrew temu, co twierdzą
największe korporacje, jest niewpieprzanie się w oryginalną myśl czwórki
przyjaciół, którzy mieli świetny pomysł, spisali go i zagrali najlepiej jak
umieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz