...

...

niedziela, 4 listopada 2012

Zazdrość, czyli „sluts gonna be sluts!”


Jeżeli jeszcze raz kiedykolwiek podupadły na rozumie pacjent powie mi coś o istnieniu kobiecej solidarności to zaśmieję się mu w twarz… a potem zastrzelę tego, kto był zdolny do sprowadzenia na ten świat podobnego kretyna.
Tak to już jest: statystyczny facet nie wyróżniający się niczym ciekawym, nie mający więcej forsy niż tyle, by przeżyć do 10-tego, dlatego też nie wzbudzający zainteresowania u kobiet, kilka sekund po tym jak już jakaś go z litości przygarnie nagle jego „atrakcyjność” wypierdala po sam kosmos. Atrakcyjność w cudzysłowiu znalazła się nie bez przypadku, bo to nie ma za gorsz nic wspólnego z owym facetem. Nie ma co się oszukiwać, nic nie jest w stanie naprawić beznadziejnej topografii tego ryja, ani zasadzić choć ziarna osobowości na tej jałowej pustyni tępoty i kopipejstwa.  Cała akcja w cudowny sposób stania się zauważalnym dzieję się za sprawą kobiety, która się tobą faceciku zainteresowała. Po części bieże się to z hieniego instynktu, który działa u niektórych kobiet, u których może pojawić się zainteresowanie mężczyzną (którego nawet na początku zlewały) tylko dlatego, że ich znajoma, tudzież w chuj nie znana baba, powiedziała że ten ktoś jest „ciacho” czy inny wypiek. Głównym powodem jest jednak zupełnie coś innego. Całą winę ponosi mityczna i uwieczniona w epickich epopejach oper mydlanych nienawiść kobiet i ich rywalizacja. Rywalizacja, o której ociekający potem mężczyźni w homoseksualnych integracjach gier zespołowych nawet nie śnili. Co tam pranie się po mordach, byle tylko udowodnić światu i opiętej w leginsy i opar słodkich do pożygu dezodorantu „dziuni”, że posiada się najwięcej pokładów niespożytkowanego napięcia seksualnego. Co tam kupowanie sobie najnowszych, jeszcze bardziej wycacanych gadżetów, żeby tylko wynagrodzić sobie ciągnące się już dziesięcioleciami dziewictwo. To wszystko koniki bujane i rurki z kremem w porównaniu z kobiecą rywalizacją. A nienawiść? To już prawie graniczące z fanatyzmem religijnym, bo to i irracjonalne i równie destrukcyjne. Ucieknie się taka kobieta nawet do sprowokowania kalectwa byle tylko wyglądać lepiej od „tej chudej dziwki”. No, ale nie o tym nie o tym. Jest całkiem duże grono, no może nie grono… wataha kobiet, i to nie ważne czy wolnych, czy- po nowomodnemu tfu!- syngielek, czy uwikłanych w mniej lub bardziej toksyczne związki, które potrzebują, a wręcz tylko po to egzystują by zwrócić na siebie uwagę całego jebanego wszechświata. To dla nich oznacza spełnienie czy największą rekompensatę bycia tępą dzidą, którą to Coehlo to recytuje z pamięci jak mudżahedin wersety Koranu. Największą zdobyczą dla takiego sępa czy raczej sępki jest złowienie spojrzenia zajętego faceta, więc gotowa będzie gapić się na takiego, który za pewne okaże się debilem, myśląc zaraz, że ta pożera go wzrokiem, a on zaraz osiągnie orgazm od tej całej emanującej od niego zajebistości. No, You Idiot! Każdy widzi, że znów goliłeś się po ciemku i pół ryja wygląda jakby ktoś patyków w gówno nawsadzał, oczy przekrwione bo całą noc broniłeś Nexusa, a ubranie nie tylko, że trzeciej świeżości to jeszcze z trudem wyciągnięte z gardła psa, i to nie jednego.  Tak, więc chłopcze drogi, ni chuja, nie jesteś atrakcyjny, nie zwiedziesz nikogo wylaniem na siebie hektolitrów wody kolońskiej i dezodorantu (to tylko pomaga ci w redukowaniu tłumu w mpk i pasożytów). Sępka zaraz po tym jak uchwyci wzroku „Johnny’ego Deppa po przejściach” rzuca look czy stojąca obok dziewczyna nie kipi już od rządzy mordu, jeśli tak to zaraz pojawia się banan na ryju, jeśli nie to idzie łowić dalej. W takim kółku mniej więcej zamyka się jej arcyciekawa egzystencja, której pierwowzoru należy szukać w pouczających serialach i pełnej wzorców i wirtuozerskiej muzyce pop.


W sumie to nie jest o zazdrości, tylko o tym całym wkurwie, które aplikują sobie nawzajem kobiety, bo nikt tu nawet nie myślał o odbiciu komuś tej kaleki, która okazała się jeszcze większym idiotom niż można to wywnioskować po wpisach na fejsie, więc nie ma po co spalać się w furii zazdrości.
Suplement
Miałem skończyć już, ale coś jeszcze we mnie zostało, więc teraz jeszcze coś kapnę o pewnym gatunku „kopiet”, a w szczególności tzw. sturew czy inaczej sturewek (studentek o outficie prostytutek), które, mimo że jakoś to złowiło na swoje odkryte balerony ud i wystające fałdy tłuszczu w za ciasnych ubraniach jakiegokolwiek faceta dalej szukają ch&jwieczego. Nie wiem, jaka jest przyjemność w epatowaniu swoimi powiedzmy wdziękami przed tłumem mniej lub bardziej uległymch na to facetów (ci ulegli i tak lepsze znajdą w necie, a ci bardziej radykalni w burdelu). Ja wiem, może się wpierdzielam gdzie nie powinienem i jednak teraz celem młodych kopiet jest wystąpienie w głównej roli w spoconym śnie jakiegoś ciecia z budowy. Widziałem obrzydliwą scenę wgapiania się starego dziada w tzw. sturewkę, jeżeli o taki tryumf jej chodziło to gratulacje spełniania życiowych celów. Sluts gonna be sluts. A, i jeszcze jedno, jeśli wyrwało się na taki czy inny rodzaj częściowego roznegliżowania, to przecież bardzo prawdopodobne, że za parę miechów, ktoś może na bardziej pociągający sposób częściowego roznegliżowania odbić „zdobycz”. Case closed.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz