Wymrem, a nie zeżrem
Nie
należę do ludzi, którzy są w stanie ot tak uwierzyć, że kogoś coś może
odciągnąć od jedzenia, lub rozproszyć w jego trakcie. A tu taka niespodzianka!
Pod moim własnym nosem egzystuje sobie taki człowiek, który posiada całą listę
rzeczy, które uniemożliwią mu szamkę. Mimo moich usilnych starań i pojękiwań…
głównie pojękiwań, utkwiliśmy z tym w martwym punkcie. Mam oczywiście swoje
podejrzenia co do genezy zjawiska tego, że Karen nie jest człowiekiem, który
jest w stanie zjeść kanapkę, gdy ktoś na nią patrzy, lub że choćby podejrzewa,
że ktoś mógłby to robić. Otóż Karen wychowywała się w miejscu, w którym o wiele
łatwiej było o kontakt z kotem niż z człowiekiem. Wiadomo, że dobrze wychowany,
szanujący się kot kupy przy człowieku nie zrobi. Czyli dokładnie to samo co ma
Karen wyłączając kocie bobki.
Mniej
więcej tyle dowiedziałem się od Karen, która jak na prawdziwego kota przystała
udzieliła tyleż zdawkowej, tajemniczej odpowiedzi, co przesiąkniętej pogardą i
odrazą. Sam więc przy pomocy swej niezawodnej dedukcji doszedłem do tego, w jaki
sposób odżywia się to stworzenie…
Karen
właśnie atakuje nagły głód, oznajmiając swe przybycie charakterystycznym burknięciem
przypominającym ryk nieprzebranych hord piekielnych…
Potem
następuje wypatrywanie najbliższego miejsca, gdzie można kupić ewentualną
szamkę (wszystko oczywiście w największej tajemnicy).
Karen
musi pozostać niezauważona nawet w sklepie...
Następnie
Karen skrada się na palcach z jedzeniem do jednej ze swoich kryjówek.
Jeszcze
tylko ostatnie rozglądniecie w poszukiwaniu wścibskich oczu.
I
wpierdalam.